Japonia wraca do energii jądrowej, a Nord Stream musi być opłacalny
W wywiadzie "Fukushima niczego nie zmieniła", opublikowanym przez "Rzeczpospolitą" 01.04.2013, prof. Grzegorz Wrochna, dyrektor Narodowego Centrum Badań Jądrowych dokonał pobieżnego przeglądu wpływu awarii w elektrowni jądrowej Fukushima Daiichi na ogólną sytuację energetyki jądrowej na świecie i poruszył kilka istotnych kwestii, nad którymi warto się zastanowić.
Japonia
Pomimo podsycanej przez media fali strachu przed energetyką jądrową, w Japonii zdecydowano się nie zamykać elektrowni jądrowych, ale je zmodernizować i uruchomić ponownie, gdyż okazało się, że reaktory zbudowane 40 lat temu wytrzymały straszliwe trzęsienie ziemi i nie uległy istotnym awariom. Z 53 reaktorów, które wówczas działały, 40 pracowało bez zakłóceń. Reszta się wyłączyła, automatycznie uruchamiając procedury bezpieczeństwa.
Również w Fukushimie reaktor wyłączył się zgodnie z procedurą, lecz wyłączony reaktor przez wiele godzin wydziela ciepło rzędu kilku megawatów i potrzebuje zasilania z zewnątrz, aby całkowicie się wychłodzić. Tego zasilania zabrakło bowiem fala tsunami zalała generatory prądu dostarczające energię, a trzęsienie ziemi zerwało linie energetyczne.
Bez chłodzenia w zamkniętym hermetycznie zbiorniku reaktora , nagrzanym do ponad tysiąca stopni, zaczął się topić rdzeń, a osłaniający paliwo jądrowe cyrkon wszedł w reakcję chemiczną z parą wodą. Wytworzył się wodór, który wymieszany z tlenem w powietrzu tworzy mieszankę wybuchową. I ta chemiczna eksplozja była źródłem wszystkich nieszczęść.
USA
W Stanach Zjednoczonych mamy do czynienia z renesansem jądrowym, bo po dwudziestu latach przerwy wydano pozwolenia na budowę pierwszych nowych elektrowni i kolejnych kilka czeka w kolejce.
Niemcy
Wiatraki wymuszają budowę elektrowni gazowych, dzięki czemu Nord Stream staje się opłacalny - mapa: Samuel Bailey na licencji CC
Należy sobie uświadomić, że decyzja o wyłączeniu reaktorów w Niemczech zapadła nie dwa lata temu, ale już w roku 2002.
Na rynkach energetycznych trwa ostra konkurencja firm reprezentujących różne technologie produkcji energii. W Niemczech szczególnie silna jest walka między atomem a gazem.
Farmy wiatrowe, przedstawiane jako ekologiczna alternatywa dla elektrowni jądrowych, pracują przeciętnie tylko przez 20% czasu. Nie wystarczy zbudowanie wiatraków o mocy równej pieciokrotność mocy wyłączanych reaktorów, gdyż, jeżeli wiatr nie wieje, to nie wieje w całych Niemczech. Wtedy wiatraki trzeba szybko zastąpić innym źródłem energii.
Wystarczająco szybko można włączać i wyłączać jedynie elektrownie wodne i gazowe. W Niemczech nie ma warunków na zbudowanie wystarczającej liczby elektrowni wodnych, więc pozostaje gaz. Zatem stwierdzenie władz Niemiec „energetykę jądrową zastępujemy wiatrową" trzeba czytać jako zapowiedź znaczącego wzrostu wykorzystania gazu.
Decyzję Niemiec o rezygnacji z energetyki jądrowej ogłoszono po koniec maja 2011 r., półtora miesiąca po awarii w Fukushimie i trzy tygodnie po położeniu pierwszej nitki gazociągu NordStream, który ze względu na wielką przepustowość nie byłby opłacalny, gdyby Niemcy dalej rozwijały energetykę jądrową.
Wydarzenia w Japonii były wygodnym pretekstem, ale decyzję podjęto wcześniej, jednak budowanie wiatraków jako listka figowego energetyki gazowej to działanie bardzo kosztowne.
Zobacz:
Fukushima niczego nie zmieniła - wywiad w "Rzeczypospolitej" z prof. G. Wrochną, dyrektorem Narodowego Centrum Badań Jądrowych.